niedziela, 2 stycznia 2011

Dla pełnego obrazu, czyli … O nie takiej perfekcyjnej bibliotece szkolnej w Chicago

Uroda wyprawy BiblioLabu polegała także na tym, że nie wszystkie biblioteki, które znalazły się w programie naszych wizyt, były perfekcyjne. Z pewnością daleka od ideału była biblioteka tzw. magnet school im. Galileusza w Chicago. Nie wchodząc w tym miejscu w stosunkowo skomplikowany koncept „szkół magnetycznych”, można ją krótko scharakteryzować jako wielkomiejskie gimnazjum, specjalizujące się przedmiotach matematyczno-przyrodniczych, do którego uczęszczają dzieci z niezamożnej części społeczności Wietrznego Miasta (tak określa się w USA Chicago!). Do gimnazjum Galileusza chodzi więc ok. 800 dzieci - 75% dzieci latynoskich, 20% afroamerykańskich, kilka procent dzieci azjatyckich i kilkoro (sic!) dzieci białych (czy też jak kto woli rasy kaukaskiej).

Pomieszczenia biblioteczne są nawet spore, a nawet ma się wrażenie, że ZBYT spore… Jakoś tak tam pustawo… Na suficie spory kawał malowniczo odpadającego tynku. Bibliotekarka na wstępie wyznaje, że nie wie jeszcze wszystkiego o swojej placówce, jest tutaj zatrudniona dopiero od września, może się jednak pochwalić studiami bibliotekarskimi, wcześniejszym zatrudnieniem w innej bibliotece szkolnej i działaniem w miejskiej (kuratoryjnej?) komisji ds. bibliotek szkolnych jako instruktor. Prowadzi także bloga.




Biblioteka nie ma własnych komputerów, ale ma dostęp do przewoźnego zestawu laptopów, z których korzysta cała szkoła. Na tych laptopach można jednak prowadzić zajęcia. Bibliotekarka pytana o różne formy działalności z widocznym zakłopotaniem wyznaje, że niewiele się dzieje… Nie prowadzi booktalkingu, nie współpracuje z bardzo blisko usytuowaną biblioteką publiczną („bo oni mają niedogodne godziny otwarcia!”). Pytana o jakieś formy pracy bibliotecznej odpowiadające na rasową strukturę szkoły (prace na rzecz tolerancji, wzajemnego poznania etc.) wydaje się nie rozumieć w czym rzecz. Nie bardzo również ma pomysł na politykę budowania księgozbioru. Co ważne: biblioteka – inaczej jak w placówce w Paris - jest całkowicie odciążona od wypożyczania lektur – robią to nauczyciele „przedmiotowi!”.

Największa część pracy bibliotekarki to skontrum (ale po jego przeprowadzeniu dalej nie była pewna czy książek w bibliotece jest 6 czy 4,5 tysiąca egzemplarzy …) oraz wprowadzanie książek do nowego OPACa, zawierającego informacje o kolekcji bibliotek całego systemu szkolnego w Chicago. Nawiasem: ten OPAC centralny jest bardzo w stylu 2.0: pozwala na „gwiazdkowanie”, tagowanie,, wpisywanie własnych recenzji dla starszych, dla młodszych oferowana jest wersja OPAC taka bardziej ilustracyjna. Całość zdecydowanie warta obejrzenia!

Po wcześniejszym odwiedzeniu fantastycznego centrum medialnego w szkole podstawowej w Paris nietrudno byłoby ocenić b. nisko jakość pracy biblioteki w Galileo. Wziąwszy jednak pod uwagę ZUPEŁNIE inne środowisko w którym chicagowska szkoła pracuje, inną zasobność szkoły oraz staż pracy bibliotekarki … lepiej się pewnie powstrzymać przed zbyt krytycznymi ocenami!


dr Michał Zając, Uniwersytet Warszawski. Instytut Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz